poniedziałek, 27 listopada 2017

"Szlak Kingi" - recenzja nowej chrześcijańskiej powieści

Źródło: archiwum własne


Każdy z nas ma swój wytyczony szlak. Pojawiają się na nim różne drogowskazy i tak naprawdę to my wybieramy kierunek nie zawsze będąc pewnym czy doprowadzi on nas do celu. Pytanie: jaki jest nasz cel? A może wydaje nam się, że nasza droga w ogóle donikąd nie prowadzi i rozpaczliwie, na siłę, szukamy jakichkolwiek wskazówek, które powiedzą nam, co dalej robić.

Kinga, bohaterka książki Katarzyny Targosz "Szlak Kingi", właśnie dotarła do takiego momentu w swoim życiu. Wizyta u wróżki zapoczątkuje szereg pokus, które sprawią, że bohaterka powoli zacznie wchodzić w sidła Złego. Ale Dobry Pasterz nie pozwoli tak łatwo swojej owieczce się zgubić. 

Kinga ma zastąpić koleżankę w pracy, podczas wyjazdu służbowego do Krościenka. Nic nie zapowiada, żeby ta podróż miała cokolwiek zmienić w jej życiu. Jednak Bóg ma swój plan względem niej. Pomogą mu w tym okoliczni mieszkańcy i... św. Kinga. Łatwo nie będzie, ale przecież dla Boga nie ma nic niemożliwego

Co mnie w tej książce przyciągnęło? 
Po pierwsze ukazuje chrześcijańskie wartości, w dodatku w odniesieniu do wiary katolickiej. Księgarnie w Polsce raczej nie obfitują w powieści obyczajowe, w których mówiłoby się tak wiele o Bogu, o modlitwie, a jeśli już to są to powieści tłumaczone z języka angielskiego i dominuje w nich nurt protestancki. 
Po drugie to, że akcja rozgrywa się w Krościenku sprawia, że historia jest bardziej realistyczna. Przecież możemy pojechać i pooglądać te miejsca, które autorka wymienia w książce. No i niektórzy pewnie zwiedzali tę miejscowość więc tym łatwiej im jest wyobrazić sobie, jakimi ścieżkami chodzą nasi bohaterowie. 
Po trzecie, chociaż nie każdy ma za sobą taką przeszłość jak Kinga, to jednak spotkanie z bohaterami powieści może także dla nas okazać się drogą do nawrócenia. Bo nawet fakt, że jesteśmy wierzący i praktykujący, nie zwalnia nas z ciągłego pogłębiania więzi z Bogiem i warto ciągle na nowo zagłębiać się w tę relację. Jest tam też mowa o Córkach Królewskich ;).

Czego mi zabrakło? 
Dialogów pomiędzy Kingą i Michałem podczas pierwszych wspólnych wędrówek oraz historii poznania się dwójki młodszych bohaterów (nie chcę Wam za wiele zdradzać). Momentami też akcja rozgrywa się tak szybko, że pewnie część z Was uśmiechnie się i pomyśli "to tak nie działa", ale mnie to akurat w ogóle nie zaskakuje, bo gdyby autorka chciała wszystko starannie opisać, to pewnie powieść musiałaby mieć z tysiąc stron a poza tym ja kiedyś doświadczyłam tego, że "tak też działa". 

No i wreszcie im bliżej końca tym bardziej zdajemy sobie sprawę, że tak naprawdę to wcale nie Kinga i jej przyjaciele są głównymi bohaterami tej powieści. Oni tylko wypełniają plan. 

Życzę Wam, Księżniczki, miłej lektury.
Pamiętam w modlitwie
Księżniczka



2 komentarze:

  1. Bardzo dziękuję za piękną recenzję! Niezmiernie się cieszę, że książka wywołała tyle pozytywnych emocji :)

    OdpowiedzUsuń